PMK



Numer:
2003-11/12

 Spis treści

 

Ernest Bryll

Wszyscy dziś biedni,
co jecie chleb powszedni,
Ci co gorzko płaczecie,
ci co drogi nie wiecie.
Pójdźcie za naszą gwiazdą,
pójdźcie w jasność jasną.
Ci co jesteście sami
od bólu obłąkani.
I maleńcy nieważni
i żyjący w bojaźni.
Pójdźcie za naszą gwiazdą,
pójdźcie w jasność jasną,
Niech to światło ogromne
stanie się naszym domem,
Niech w promieniach tej gwiazdy
ręce ogrzeje każdy.

Przyjdź Panie Jezu!

Na początek będę trochę przekorny. Jednym z ulubionych tematów kaznodziejskich jest komercjalizacja przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Czesto słyszę też w czasie różnych rozmów, że "to przesada, by Adwent zaczynać już po Wszystkich Świętych!", co doskonale widzimy na naszych ulicach. Sam nie bardzo potrafiłem zinterpretować to, co widziałem w jednym ze sklepów - wielkanocne zajączki ubrane w mikołajowe czapeczki!!!

Tak dzieje się wokół nas. Wspaniałe pomysły, gdy chodzi o zrobienie dobrego "geszeftu". Tylko podziwiać!

Tak właściwie, to powinniśmy z tego brać przykład - to właśnie ta przekora, o której pisałem na początku.

Człowiek wierzący musi przecież też dbać o "geszeft" swego życia, a jest nim życie wieczne, które oferuje nam przychodzący Chrystus. Gdzie więc troska, gdzie spryt, gdzie zaangażowanie, by się udało?

W Kościele Adwent przygotowuje wiernych na Święta Bożego Narodzenia. Bóg stał się człowiekiem, przyszedł do nas, a więc i my winniśmy wyjść Bogu naprzeciw, aby spotkać się z wcielonym Synem Bożym.

Zwłaszcza, że przynosi On to, czego każdy z nas potrzebuje chyba najbardziej - NADZIEJĘ!

Tak mówi o niej Jan Paweł II w jednej z katechez na Anioł Pański:
"…Adwent jest synonimem nadziei: nie daremnym oczekiwaniem na jakiegoś bezosobowego boga, lecz konkretną i niezawodną ufnością w powrót Tego, który już raz do nas przyszedł, "Oblubieńca", który swoją krwią przypieczętował zawarte z ludzkością wieczne przymierze. Jest to nadzieja, która pobudza do czujności, cnoty wyróżniającej ten szczególny okres liturgiczny. Do czujności w modlitwie, ożywianej pełnym miłości oczekiwaniem; czujności wyrażającej się w dynamice konkretnej miłości, której towarzyszy świadomość, że Królestwo Boże przybliża się tam, gdzie ludzie uczą się żyć jak bracia."

Co za wspaniałe stwierdzienie! Oczekiwanie nie będzie daremnym, gdy wypełnimy je "konkretną miłością"!
Takie wyjście naprzeciw rodzącej się MIŁOŚCI sprawi, że napewno się z Nią nie rozminiemy!

Mikołajowe i podchoinkowe prezenty, wspólna roratnia modlitwa, wigilijny opłatek i wigilijny stół, rodzinność bożonarodzeniowego świętowania - to wszystko przypomina nam o tej "konkretnej miłości".
Trzeba tylko sprawić, żeby ten wspaniały nastrój, który towarzyszy Adwentowi i Bożemu Narodzeniu został - wraz z narodzonym jako Człowiek Bogiem - zabrany w nasze dalsze życie!

I tego z całego serca życzą Wam

Wasi duszpasterze

Braunschweig, Boże Narodzenie 2003

"Rorate Caeli, Desuper..."

Ks. Wojciech Przeczewski

Jest mroźny, grudniowy poranek roku Pańskiego 1256. Na dworze jeszcze ciemno. Tylko biały śnieg dodaje światu dostojności i blasku. W poznańskiej katedrze zgromadziło się całe mrowie ludzi, stojących głowa przy głowie, oczekujących. Bo Adwent, to czekanie: na Tego, który przyszedł, który jest i na Tego, który przyjdzie - na Chrystusa. Rozpoczyna się wreszcie liturgia ku czci tej, która uczy czekania, która schodzi cicha i biała jak śnieg, by Słowo mogło stać się Ciałem. Rozlega się przecudny śpiew scholi, która kiedyś w przyszłości stanie się kapelą rorantystów. Wykonuje ona a'capella fragment modlitwy proroka Izajasza, błagającego Boga o rychłe przyjście Zbawiciela: "Rorate caeli,desuper et nubes pluant justum..." ("Niebiosa, spuśćcie Sprawiedliwego jak rosę, niech jak deszcz spłynie z obłoków, niech się otworzy ziemia i zrodzi Zbawiciela" - Iz 45,8). Do spowitego półmrokiem prezbiterium podchodzi niezwykła procesja: na początku książę Przemysł I, który jeszcze niedawno lokował Poznań i zbudował w nim zamek, a któremu nie dane będzie doczekać następnego Adwentu; a za nim: biskup - prymas, senator, szlachcic, rycerz, mieszczanin, kmieć - przedstawiciele sześciu polskich stanów. Podają oni celebransowi zapalone woskowe świece, które ten umieszcza na stojącym na ołtarzu siedmioramiennym lichtarzu. Pod ołtarzem układają przyniesione ofiary, a każdy z nich, odpowiadając na pytanie celebransa, mówi głośno: " Jestem gotowy na sąd Boży". A potem rozlegają się słowa najpiękniejszej z modlitw - świętej liturgii, Eucharystii.


Być może tak właśnie lub podobnie wyglądała Msza św. roratnia, czyli Msza ku czci Najświętszej Maryi Panny, sprawowana podczas Adwentu. Przynajmniej tak ją można sobie wyobrazić po lekturze wiersza Władysława Syrokomli pt. "Staropolskie roraty" czy po kontemplacji sceny rorat, przedstawionej na płótnie przez Walentego Wańkowicza. Nie wiemy do końca, jakie były początki rorat na naszej ziemi. Nie znamy ani dokładnych dat, ani nazwisk ludzi, którzy tę piękną formę liturgicznego przygotowania do Bożego Narodzenia wprowadzili. Sama nazwa wywodzi się od słów cytowanej wyżej pieśni na wejście: rorate...., znanej nam bardziej z tłumaczenia: "Niebiosa, rosę spuście nam z góry. Sprawiedliwego wylejcie chmury". Pierwsze znane nam dokumenty sięgają XIII wieku i wspominają o Poznaniu i Krakowie - jako pierwszych ośrodkach kultu religijnego celebrujących roraty. W Poznaniu uczynił to książę Przemysław I, a w Krakowie stało się to za przyczyną św. Kingi, która wyprosiła odprawianie rorat u swego męża - Bolesława Wstydliwego. Pierwsze formularze liturgiczne znajdujemy z kolei w księgach ojców cystersów ze Śląska.nie wiemy jednak, czy ojcowie ci przejęli praktykę sprawowania Mszy roratniej z chrześcijańskiego zachodu, czy też - jako żarliwi czciciele Maryi - sami te teksty ułożyli, używali i propagowali dalej.

Wiemy natomiast, że w XIV wieku roraty znane już były w niemal całej Polsce. Co więcej, stawały się coraz popularniejsze, by w XVIw. Osiągnąć apogeum rozwoju. W tym mniej więcej czasie raraty stają się Mszą wotywną, celebrowaną nie tylko w Adwencie, ale wiele razy w ciągu roku, czy wręcz przez cały rok w wybranych katedrach i kolegiatach, zwłaszcza tam, gdzie istniały specjalne kapele rorantystów. Były to zespoły śpiewacze złożone z przełożonego - dyrygenta, dziesięciu księży - śpiewaków i jednego kleryka - ministranta. Do ich obowiązku należało codzienne śpiewanie z podziałem na głosy w czasie Mszy roratniej oraz na innych uroczystościach kościelnych.

Z czasem zaczęto ogarniczać ilość Mszy roratnich do kilku dni poza Adwentem, by w końcu wykształcił się dzisiejszy zwyczaj rorat - jako Mszy św. typowo adwentowej. W ujednoliceniu tych praktyk, równych dla całej Polski, miał swój udział Prymas Tysiąclecia, Sługa Boży, kardynał Stefan Wyszyński.
Roraty w Polsce sprawowane były od samego początku przy bardzo dużej frekwencji wiernych, mimo wczesnej godziny celebracji. Odprawiano je bowiem zwykle przed wschodem słońca, o świcie, na znak czuwania z Maryją i oczekiwania z Nią na Zbawiciela.

Z odprawianiem Mszy roratniej wiąże się zwyczaj zapalania siedmiu świec, z największą, najozdobniejszą, tak zwaną roratką. Nie do końca jest nam jasna symbolika tych świec. Jedni dopatrywali się w stawianym na ołtarzu świeczniku z tymi świecami symbolu siedmioramiennego świecznika ze świątyni w Jerozolimie, inni łączyli je z symbolem siedmiu stanów w dawnej Polsce. Jeszcze inni próbowali wejść znacznie głębiej i dopatrywać się w siedmiu świecach symboliki siedmiu boleści Matki Najświętszej, siedmiu sakramentów czy siedmiu darów Ducha Świętego.

Po Soborze Watykańskim II ustalił się zwyczaj dodawania do stojących świec ołtarzowych ( pamiętajmy, że zawsze jest ich ilość parzysta ) dodatkowej świecy, nieco wyższej, ozdobniejszej, przewiązanej białą lub niebieską wstążką - świecy roratniej. To wyeksponowanie jednej świecy pomogło w wykrystalizowaniu się jej bardziej jednoznaczego symbolicznego wyrazu: świeca roratnia jako symbol Maryi - Jutrzenki zwiastującej Wschodzące Słońce - Chrystusa, Zbawiciela Świata.

Co pozostało z dawnych czasów? Wielu mówi, że roraty się przeżyły, że jest coraz mniej uczestników, że wieczorem roraty nie mają już swego uroku, tej jedynej w swym rodzaju atmosfery... A może nie jest tak tragicznie? A może wręcz przeciwnie! Może roraty zaczynają przeżywać swój kolejny renesans?
Rorate caeli... Te słowa niech nam towarzyszą w drodze do kościoła, gdy obok nas pójdą dzieci z adwenowymi lampionami. Niech staną się w ślad za prorokiem Izajaszem wielkim błaganiem w czasie celebrowanej roratniej Eucharystii.

Msza Święta

Miłosierna Matko Kochającego Boga

Według anonimowej modlitwy z X wieku

Któraś zrodziła Źródło Nieśmiertelności, Najświętsza Pani,
Matko Boga,
Światło w ciemnościach mojej duszy, moja Nadziejo i Obrono,
Ucieczko, Pociecho i Radości moja - dziąki Ci składam,
bo choć niegodny, stałem się uczestnikiem
Nieskalanego Ciała i bezcennej Krwi Syna Twego.

Któraś zrodziła prawdziwą Światłość świata,
rozjaśnij duchowe oczy mego serca.
Któraś zrodziła Źródło Nieśmiertelności, obdarz mnie życiem,
który jestem umarły w grzechu.
O Miłosierna Matko kochającego Boga,
zmiłuj się nade mną i wlej w moje serce skruchę i żal,
myślom daj pokorę i uwolnij od prób, które mnie osaczają.

Uczyń mnie godnym, bym do ostatniego tchnienia
mógł przyjmować i nie był potępiony,
dla zbawienia mej duszy i ciała mego łaskę uświęcenia,
która płynie z najczystszych tajemnic Twych.

Daj mi łzy skruchy i uznania swoich grzechów,
abym śpiewać mógł Tobie pieśń pochwalną
i wysławiał Cię przez wszystkie dni mego życia,
jesteś bowiem błogosławiona i uwielbiona
przez wszystkie wieki wieków.

Amen.

Wigilia w naszym domu

Antoni Adamus

Cóż piękniejszego w domu niż wieczór wigilijny! Cóż pamięta się lepiej z lat dziecięcych!

U nas w domu wieczorowi wigilijnemu dodawał podniosłości nasz śp. Ojciec. Właściwie ojciec w naszej rodzinie niewiele znaczył; pozornie tak, jakby go nie było. Matka wszystkim rządziła, zawojowała też ojca. Była energiczna, żywiołowa i bardzo zaradna. Lubiła trzymać nas siłą w garści. A było nas ośmioro: pięciu chłopaków i trzy dziewczyny; większość była żywego usposobienia, skorzy do ostrego słowa, chłopcy zaś - do bitki. Matka umiała nas wziąć krótko, trzeba jej było słuchać, nikomu do głowy nie przyszło, żeby się jej sprzeciwiać. Z ojca nieraz dworowała, ale niech Bóg broni, żeby się ktoś z nas odważył w jej obecności powiedzieć przykre słowo ojcu. Doskoczyła, zwymyślała: "Ojciec, to świętość!" - wbijała w głowę.

I rzeczywiście, był to szlachetny człowiek. Cichy w domu, wstawał zawsze o czwartej rano, jak sięgnę pamięcią. Lubił się zaraz umyć do pasa, latem czy zimą, ale zawsze w zimnej wodzie; gdy tylko się ubrał, klękał do pacierza, potem brał zawiniątko z drugim śniadaniem, a wszystko robił tak cicho, żeby mamy i nas nie pobudzić - i wymykał się do pracy. Było na kogo pracować!

Gdy wrócił z pracy, znów się mył, przebierał i zajmował się nami. Bawił nas maleńkich na kolanach, kołysał w łóżeczku, gdy które niemowlęciem było i kwiliło osamotnione, bo matka miała roboty huk koło gospodarstwa domowego: tyle dzieci odchować, nakarmić, oprać, oszyć, ogarnąć. Zajrzał każdemu do zeszytów, książek, do dzienniczka; zapytał o nauczycieli, szkołę. Pracujących zarobkowo przepytał jak w warsztacie, w fabryce, jak między ludźmi. Mówił półgłosem; tak jakby nie chciał przeszkadzać głosowi matki, panującemu w obu izbach. Miał taki sposób rozmawiania, który tylko zachęcał. I gdy tylko mógł, to pochwalił .

Ja strasznie lubiłem książki, naukę i czułem z latami, że może dlatego staję się ulubieńcem ojca. Wytężona nauka i ciężkie warunki - bo pomagałem materialne ojcu, prowadząc po lekcjach buchalterię w sklepach - sprawiały, że za mało zajmowałem się sportem. Ojciec ubolewał nad tym, zachęcał mnie do rozrywek, do ruchu, przynajmniej w niedzielę. Pamiętam, ilekroć kupił mi nowe buty, zawsze podając mi je, mawiał z uśmiechem, gdy go całowałem w rękę dziękując:

- Żebyś tylko, moje dziecko, je podarł, bo za mało biegasz!

Wracam do wigilii. Jak powiedziałem ton naszej wigilii nadawał ojciec. Gdy już mama z siostrami wszystko przygotowały do wieczerzy, a starsi z rodzeństwa wrócili z pracy, umyli się i ubrali odświętnie, ojciec siadał z nami do stołu. Bielutki obrus, na środku talerz z opłatkiem w czerwonej opasce, z uśmiechniętą buzią aniołka; na przeciwko za stołem zieleniła się choinka, mieniąca się sztucznym śniegiem, jabłkami, pozłociem, kolorowymi pająkami, łańcuchami i innymi ozdobami. Pod choinką, przy stojaku, leżały tajemnicze prezenty. Spod stołu pachniała wiązka siana.

- No, tata, zaczynaj! - odzywała się żywo matka, gdy już w kuchni wszelkie potrawy były gotowe, a ona, rozpromieniona, że swą matczyną powinność spełniła, stawała wraz z nami przy stole, z rozpaloną jeszcze od ognia twarzą, roześmiana i pełna życia.
Ojciec podnosił się wtedy z krzesła, obejmował nas serdecznie swymi dobrymi oczyma, żegnał się powoli, nabożnie i mówił uroczyście, a my za nim powstawszy:
- Pobłogosław Boże, nas i te dary, które z twojej szczodrobliwości spożywać mamy. A tak, jak doczekaliżmy tej wigilii, dozwól nam się spotkać na przyszłej. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Brał talerz z opłatkami, podawał każdemu, aby sobie wziął. Odbywało sią to poważnie jak w kościele. Potem wśród głębokiej ciszy mówił do nas parę ciepłych słów. Że cieszy się, że wszyscy w domu, że zdrowi, że się ładnie każde uczy, że wszyscy mamę kochają, że każde z nas jest dobrym dzieckiem. Że jest wdzięczny Bogu za nas. Następnie dzielił się opłatkiem. Najpierw z mamą: ileż tak szacunku wzajemnego, ile czci i oddania wyrażało się w tych życzeniach, ojca, matki! Wreszcie z nami: każdemu coś powiedział miłego, a czasem tak, że aż szarpało za serce. Mama bardziej zwracała uwagę, czego my jej życzyliśmy; ojciec przejęty był swoimi dla każdego życzeniami. O sobie ten człowiek jakby nigda nie myślał.
Mój Boże! Ileż u nas było takich wigilii!

Część bracii sióstr pozakładała rodziny i z dziećmi - z wnuczętami naszego ojca i matki - przyjeżdżali na wigilię do nas; "do domu" jak mawiali, na mieszkanie naszych rodziców. Grono wokół stołu wigilijnego się pomnożyło: ojciec i wtedy każdemu z dorosłych dzieci umiał coś takiego jako życzenia przy opłatku powiedzieć, jakby czytał w sumieniu, jakby był janowidzem, że się nadziwić nieraz nie mogliśmy, gdyż nie każde z dzieci, niestety, zawsze trzymało sią dziesięciu przykazań Boskich. A zapadały te słowa nam w duszę tym mocniej, im bardziej ojciec się starzał.

Po życzeniach wnoszono na stół potrawy, a było ich obowiązkowo kilkanaście, tych samych rok w rok. Dzieci wiedziały z góry co po czym nastąpi. Rozmowa się wtedy rozkręcała, jak to zazwyczaj w domu. Gwar stawał się nie do opisania: wiadomo, ośmioro nas było samego rodzeństwa, a z latami przybywało małżonków i wnuków. Za stołem jarzyła się migotem świateł choinka. Młodsze rodzeństwo, a potem wnuczęta czasem biły się, kto ma zapalić świeczki, albo które ma zgasłą przedwcześnie świeczkę naprawić i na nowo zaświecić. Czasem taki mały berbeć o mało nie wywołał pożaru. A ileż było radości przy rozdawaniu prezentów! Ile radosnego mozołu w tłuczeniu orzechów!

W naszych stronach nie było Mikołaja, dlatego nie od Mikołaja, ale od rodziców dostawało się pryzenty gwiazdkowe. Skromne były u nas te prezenty, bo dom ubogi. Pamiątam raz dostałem nowe sznurowadła, to znów grzebyk, a raz nawet scyzoryk. Każde dziecko coś dostało. Z czasem, gdy zaczęliśmy zarabiać, a zarobki oddawaliśmy, kto nie żonaty, mamie do wspólnej kasy i zamożność rosła, prezenty stawały się okazalsze. Obdarzaliśmy nimi już rodziców uzupełniając prezentami gwiazdkowymi ich odzeiż, bieliznę, obuwie. Pierwszy znaczniejszy dla mnie prezent od ojca to była książka Amicisa "Serce" w tłumaczeniu Marii Konopnickiej. Trzymam ją dotąd jak relikwię, choć liczę sobie już kilkadziesiąt lat, widnieje na nich spracowaną ręką wypisana dedykacja:

"Mojemu Antosiowi - ojciec, Wigilia Bożego Narodzenia 1927"

Ilekroć biorę ją do ręki, myślę sobie:
- Kochany Ojcze! Ileż bym dał, abym mógł znów ujrzeć Ciebie przy najbliższej wigilii!

Po wieczerzy wigilijnej cały nasz dom śpiewał, aż wrzało. Jesteśmy muzykalni - to po matce, która całymi dniami lubiła śpiewać przy pracy, znała niezliczoną ilość piosenek, pieśni religijnych i kolęd. Cóż za wspaniały chór domowy stanowiliśmy! Na dwa głosy zaśpiewać to była dla nas fraszka. Sąsiedzi nie wytrzymywali i gdyśmy tylko zaczynali kolędy, schodzili się do nas, aby posłuchać.

Wspomnienia ukazały się
w "Kalendarzu rolników 1995"

Boże Narodzenie każdego dnia

Andre Philippe
(tłumaczył Alfred Bocian)

Boże Narodzenie jest codziennie na ziemi,
za każdym razem, kiedy się kochamy.
Boże Narodzenie to serce zadowolone,
to serce pełne pokoju.

Boże narodzenie jest wtedy,
gdy jeteśmy gotowi do radości,
kiedy żyjemy nadzieją.
I zawsze wtedy, gdy dwie dłonie
Trwają w uścisku na znak pokoju.

Boże narodzenie jest wtedy,
gdy otwierasz się na nieznajomego
i kiedy pomagasz swemu bratu;
za każdym razem, gdy wyciągasz
kogoś z rozpaczy.

Boże Narodzenie jest wtedy,
gdy ocierasz łzy,
kiedy pragniesz się dzielić
i gdy przynosisz ulgę
w nędzy ubogiemu.

Budzenie sumień

Stanisław Rejman

"Betlejem a uchodźcy na całym świecie" to motto siódmego z kolei żłóbka z Zakopanego. Od 2. grudnia 2002 mogli go podziwiać podróżni na dworcu głównym i na lotnisku w Stuttgarcie. Przepiękne rzeźby młodych twórców z zakopiańskiego Liceum Plastycznego im. Kenara mogli dotychczas oglądać mieszkańcy i podróżni w Mannheim i Münster. W tym roku dotrą również do Freiburga.

I obdarz Panie Boże wszelkimi łaskami tych wszystkich, którzy swym uporem i ofiarnością kreują w Europie polską kulturę i sztukę.. bądźmy dumni, że żyją wśród nas ludzie, którzy przez kulturę dotarli do ludzkich sumień. Znajduję w ich działaniu potwierdzenie tezy: "Sztuka jest widzialną formą filozofii".

Fotografowanie i dokumentowanie "zakopiańskich żłóbków" jest dla mnie nie tylko realizacją życiowej pasji. Daje również możliwość obserwacji zachowań ludzi, którzy będąc w drodze, często w pośpiechu (takie czasy?!) poświęcają chwilę na zadumę, okazują radość i demonstrują miłość. Prawie nikt nie omija żłóbka bez jakiegokolwiek zainteresowania. Niektórzy, widząc moje odważne starania o stworzenie najlepszych warunków do zrobienia fotografii uważają mnie za kogoś, kto może im powiedzieć na temat żłóbków o wiele więcej niż dowiedzieli się z ulotek informacyjnych. Moją wiedzę na temat idei zakopiańskich żłóbków uzupełnia stały kontakt z ludźmi, którzy ją stworzyli i realizują.pragnę zacytować tylko jeden z listów, jakie otrzymałem od ks. Witolda Broniewskiego w sprawie żłóbków:

"Wołać będą - zamiast kamieni. Żłóbek "dworcowy" stanowi miejsce spotkań ludzi i kultur. Także wyznań. Zaprasza do dialogu interkulturalnego i ekumenicznego. Umożliwia wymianę darów duchowych - a to dlatego, że przychodzący tutaj, przynoszł nie talko swój ojczysty język, ale i swoją rodzimą kulturę i tradycję rodzimą. A jedną i drugą ożywiają oczywiście swoiste ideały i swoista miłość do wartości. Nie koniec na tym. Na przekór obłędowi siły i przemocy, żłóbek zaprasza do modlitwy o pokój, ciągle na nowo zagrożony. Żłóbek to także osobliwe świadectwo. Świadczy nie tylko o talencie i sprawności bardzo jeszcze młodych twórców. Zawiera w sobie świadectwo wiary w to, że Bóg stał się człowiekiem. Wydarzenie to nie ma sobie równego w historii ludzkości. Nie ma drugiego Betlejem w całym wszechświecie. Nie ma go także w królestwie Aniołów - jeśli takie istnieje. Wiara i nadzieja to bliźnięta. Jedna nie może zaistnieć bez drugiej. Oznacza wtedy żłóbek posługę nadziei. Może niczego współczesnym w takim stopniu nie brakuje jak nadziei właśnie. Do posługi nadziei trzeba dopisać posługę radości i pokazywania drogi. Jest też żłóbek miejscem radości dla małych dzieci i dla tych dużych (dzieci). Dla zagubionych i szukających jest to miejsce pokazywania drogi. Prócz drogowskazów widocznych istnieją także nie widoczne, ale dostrzegane duchem. Wierzący znajdują przy żłóbku m. in. przynaglenie do nowej ewangelizacji. Chodzi o posiew Ewangelii mową sztuki i kultury. Ponieważ żłóbek co roku wykonany jest uczniowskimi rękoma w Zakopanem, a poniekąd pierwszymi adresatami są Polacy mieszkający w Niemczech, to siłą rzeczy jest także wkładem Polaków do kultury niemieckiej. Również do dialogu interkulturalnego w Niemczech. Polacy dzielą się żłóbkami z Niemcami jak opłatkiem... żłóbek czeka tam na wszystkich ludzi dobrej woli, jak puste miejsce przy wigilijnym stole. I na pewno "obcych" wielu będzie przy stole.

W tym roku postacie: Brat Albert i Charles de Focauld przypomną o życiu w ubóstwie. "Betlejem a ubodzy na całym świeicie" - to hasło przypomni żyjącym w dobrobycie o ludziach opuszczonych i głodnych.

Nasze Słowo 2 / 2003


Tegoroczna - ósma już - zakopiańska szopka w Stuttgarcie została uroczyście odsłonięta 1. grudnia i będzie "zatrzymywać" pędzących w różne strony zabieganych pasażerów stuttgarckiego dworca do 6. stycznia 2004.
Jak powiedział mi w rozmowie telefonicznej organizator przedsięwzięcia ks. Witold Broniewski:
"Skoro ludzie nie chodzą do kościołów, to szopki poszły do nich, dlatego nie ustawiamy ich w miejscach sakralnych, ale publicznych, często uczęszczanych przez przypadkowych ludzi: dworcach, szpitalach, salach widowiskowych".
Napisałam: szopki, bo jest ich w całych Niemczech w tym roku już dziesięć. Najbliżej Braunschweigu polskie szopki można zobaczyć w Osnabrück i Münster.
Z okazji 25-lecia potyfikatu Jana Pawła II powstała w tym roku jeszcze jedna - wyjątkowa szopka, której hasłem jest "Betlejem, a twórcy kultury". Jest ona darem całej wspólnoty polskiej w Niemczech dla Ojca Świętego. Uroczystego otwarcia dokonał 3. grudnia br. abp. Szczepan Wesoły. Tym razem polski żłóbek wykonany przez uczniów zakopiańskiego Liceum Plastycznego im. Antoniego Kenara znalazł miejsce na rzymskim Panteonie.

Iwona Szydłowska

Blisko i daleko - Krippana

W miejscowości Hergersberg-Losheim, na południe od Aachen i zachód od Koblenz, na granicy niemiecko-belgijskiej można zwiedzić muzeum-wystawę szopek.

Hans i Hubert Scheins oraz Fridrich Jansen zorganizowali w 1975 roku pierwszą wystawę. Dla ekspozycji zaadoptowali starą, nieczynną już mleczarnię w małej wiosce Höfen, a jej wysoki komin wykorzystali jako drogowskaz. Umieścili na nim gwiazdę, która kierowała zwiedzających do muzeum jak Gwiazda prowadziła do Betlejem. Zbiory ciągle się powiększały a wystawy gromadziły przez kilka kolejnych lat coraz więcej zainteresowanych. Jednak śmierć dwóch z trzech organizatorów oraz kłopoty finansowe spowodowały, że co roku zmienianą, tym razem 10. już, ekspozycję trzeba było odwołać.

Jednak "zarażona" entuzjazmem swoich poprzedników pani Anna Balter zdecydowała kontynuować gromadzenie eksponatów i wystawy szopek, tyle że w innym, korzystniejszym miejscu. Specjalnie na potrzeby Krippany wybudowano w Losheim wielką halę.

Dziś na powierzchni 2500m2 można zobaczyć ok. 500 szopek i różnych eksponatów z nimi związanych z całego chrześcijańskiego świata. Są krajobrazowe szopki hiszpańskie i włoskie, ruchome szopki mechaniczne, bardzo ciekawe szopki pochodzące z różnych egzotycznych miejsc jak Afryka, czy Daleki Wschód. Wielkim zainteresowaniem zwiedzających cieszą się żywe szopki.

Do działalności muzeum należy również organizowanie konkursów i różnego rodzaju szkoleń i kursów związanych z budową szopek.

Muzeum czynne jest przez cały rok w godz. 10.00 - 18.00.
Szczegółowe informacje można uzyskać pod numerem telefonu: 06557 / 866
lub w internecie: www.ardenner-center.com/krippana.html

Iwona Szydłowska

Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki - 1. stycznia

Józef Stępień OSPPE

Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gyd nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki (Łk.2, 16-21).

Nikt inny, tylko pasterze opowiadali o Dziecięciu, o Synu Bożym i Maryi. Ewangelista na pierwszym miejscu stawia Maryję, którą dostrzegli pasterze. Warunki, w których znajdowała się Święta Rodzina nie były godne człowieka, tym bardziej Syna Bożego. Józef i Maryja nie mając jednak lepszego miejsca zdecydowali się na takie, by Maryja mogła urodzić Dzieciątko. Może w takich okolicznościach łatwiej jest człowiekowi dostrzec coś niesamowitego. W zwyczajnej codzienności pasterze odkryli coś czego im nigdy nie opowiadano ( Iz 52,15 ). Sami doświadczyli niesłychanych rzeczy, dlatego byli w stanie opowiadać wszystkim to, co zobaczyli - To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce - bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione - oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli ( 1J 1, 1-3 ). Opowiedzieli z taką fascynacją, że wszyscy, którzy tego słuchali, wpadali w podziw. Potrafili też wrócić, czyli oderwać się od uszczęśliwiającej kontemplacji Boga i zejść w szarość codziennych obowiązków, aby innym opowiedzieć to, czego byli świadkami, i potrafili wysławiać Boga.
Potrzeba nam i takich pasterzy, którzy potrafią zobaczyć Maryję, Józefa i Niemowlę. Zobaczyć! Dostrzeganie jest zdolnością proroczą. Odkryć Maryję rodzącą Jezusa, to stać się także Jej dzieckiem. Pasterze ujrzeli Maryję właśnie taką, która urodziła. Najubożsi ze społeczeństwa zobaczyli bardzo ubogich; Bóg przez Maryję stał się tak bardzo ludzki, że aż nie do pojęcia.

Maryja rodzi swojego i Bożego Syna w największym upokorzeniu. To uniżenie sprawia, że każdy ma tam możliwość dotarcia i zobaczenia Maryi z Dzieciątkiem. Grzech tak zdewastował człowieka, że stajnia, w której Maryja rodzi Jezusa, jakby odzwierciedlała stan duchowy człowieka. Ta, która rodzi Boga, rodzi także Człowieka, a zatem rodząc Syna Bożego dla nas, rodzi również nas dla Boga. W Maryi dokonuje się jakby podwójne rodzenie: Boga dla nas i nas dla Boga. W Maryi spotkał się Bóg z człowiekeim, ponieważ Boża Rodzicielka była wolna od grzechu, a zatem odzwierciedlała w sobie Obraz Boga, dlatego Bóg w Niej przyjął obraz człowieka, aby odnowić zepsutą naturę ludzką. Bóg nie waha się stanąć w takich warunkach, bo ważniejszy jest dla Niego człowiek.

Bóg z nieba przyszedł przez Maryję i z Maryją człowiek idzie do nieba. Matka Boga jest narzędziem w rękach Boga dla spełnienia Jego odwiecznego planu zbawienia. Przez swoją pokorę Boża Rodzicielka była w stanie podjąć każde wezwanie Boga; Bóg pokrzyżował Jej życiowe plany gdyż Niepokalana pragnęła być dziewicą, a zatem i nie być matką; Bóg w swej mądrości zachował Jej dziewictwo i uczynił Ją Matką. Będąc naszą Matką, mamy w niej śmiały przystęp do Boga. W świetle Maryi człowiek staje się bardziej ludzki, gdyż Boża Matka prowokuje ludzi do nieustannego wzrastania duchowego.

Poród duchowy Maryi wobec każdego z nas to wydobywanie tego co dobre, mądre, święte, czyste, to po prostu rodzenie nas dla Chrystusa. Każdy nasz krok ku nawróceniu to troska wyrażona ze strony Matki wobec swoich dzieci.

Maryja staje się naszą Matką także przez to, że my ze swej strony naśladujemy Jej cnoty; przede wszystkim pełne posłuszeństwo wobec Boga. Taka jest dopiero właściwa postawa stworzenia wobec Stwórcy, kiedy jest pełne wolności oddanie siebie dla Boga. Naśladować Maryję, to także odnajdywać Jezusa w najbardziej haniebnych warunkach swojego życia, skoro Zbawiciel nie pogardził stajnią, ale tam zszedł z nieba, to nie gardzi także naszym ludzkim sercem. Bogurodzica z Jezusem i Józefem pozostaje w odosobnieniu, a więc i Jej dzieci, czyli cały Kościół to takie życie: ubóstwo, skromność, stawianie Jezusa w centrum uwagi, koncentrowanie się na sprawach Bożych - to jest najważniejsze, co odnosi się do Boga. Stając nad dzieckiem Maryi, stajemy się braćmi Jezusa. Bez Jej pomocy trudno dostać się do nieba gdyż Ona jest Bramą Niebieską.

Maryjo, wspomagaj nas w codziennym odnajdywaniu
Jezusa w naszym życiu i spraw, byśmy za Twoim wstawiennictwem osiągnęli niebo.

Jasna Góra nr 1-2/2002

Kolęda dla nieobecnych

Kolęda z repertuaru Beaty Rybotyckiej

Ta nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu.

Daj nam wiarę, że to ma sens,
Że nie trzeba żałować przyjaciół,
Że gdziekolwiek są dobrze im jest,
Bo są z nami, choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze,
Że odeszli po to by żyć
I tym razem będą żyć wiecznie.

Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz
Pozwól cieszyć się dzieckiem w nas
I zapomnieć, że są
Puste miejsca przy stole...