PMK |
|
|
|
||||||
|
Spis treści
Ernest Bryll Wszyscy dziś biedni, Przyjdź Panie Jezu!Na początek będę trochę przekorny. Jednym z ulubionych tematów kaznodziejskich jest komercjalizacja przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Czesto słyszę też w czasie różnych rozmów, że "to przesada, by Adwent zaczynać już po Wszystkich Świętych!", co doskonale widzimy na naszych ulicach. Sam nie bardzo potrafiłem zinterpretować to, co widziałem w jednym ze sklepów - wielkanocne zajączki ubrane w mikołajowe czapeczki!!! Tak dzieje się wokół nas. Wspaniałe pomysły, gdy chodzi o zrobienie dobrego "geszeftu". Tylko podziwiać! Tak właściwie, to powinniśmy z tego brać przykład - to właśnie ta przekora, o której pisałem na początku. Człowiek wierzący musi przecież też dbać o "geszeft" swego życia, a jest nim życie wieczne, które oferuje nam przychodzący Chrystus. Gdzie więc troska, gdzie spryt, gdzie zaangażowanie, by się udało? W Kościele Adwent przygotowuje wiernych na Święta Bożego Narodzenia. Bóg stał się człowiekiem, przyszedł do nas, a więc i my winniśmy wyjść Bogu naprzeciw, aby spotkać się z wcielonym Synem Bożym. Zwłaszcza, że przynosi On to, czego każdy z nas potrzebuje chyba najbardziej
- NADZIEJĘ! Tak mówi o niej Jan Paweł II w jednej z katechez na Anioł Pański: Co za wspaniałe stwierdzienie! Oczekiwanie nie będzie daremnym, gdy wypełnimy
je "konkretną miłością"! Mikołajowe i podchoinkowe prezenty, wspólna roratnia modlitwa, wigilijny opłatek
i wigilijny stół, rodzinność bożonarodzeniowego świętowania - to wszystko przypomina
nam o tej "konkretnej miłości". I tego z całego serca życzą Wam Wasi duszpasterze Braunschweig, Boże Narodzenie 2003 "Rorate Caeli, Desuper..."Ks. Wojciech Przeczewski
Wiemy natomiast, że w XIV wieku roraty znane już były w niemal całej Polsce. Co więcej, stawały się coraz popularniejsze, by w XVIw. Osiągnąć apogeum rozwoju. W tym mniej więcej czasie raraty stają się Mszą wotywną, celebrowaną nie tylko w Adwencie, ale wiele razy w ciągu roku, czy wręcz przez cały rok w wybranych katedrach i kolegiatach, zwłaszcza tam, gdzie istniały specjalne kapele rorantystów. Były to zespoły śpiewacze złożone z przełożonego - dyrygenta, dziesięciu księży - śpiewaków i jednego kleryka - ministranta. Do ich obowiązku należało codzienne śpiewanie z podziałem na głosy w czasie Mszy roratniej oraz na innych uroczystościach kościelnych. Z czasem zaczęto ogarniczać ilość Mszy roratnich do kilku dni poza Adwentem,
by w końcu wykształcił się dzisiejszy zwyczaj rorat - jako Mszy św. typowo adwentowej.
W ujednoliceniu tych praktyk, równych dla całej Polski, miał swój udział Prymas
Tysiąclecia, Sługa Boży, kardynał Stefan Wyszyński. Z odprawianiem Mszy roratniej wiąże się zwyczaj zapalania siedmiu świec, z największą, najozdobniejszą, tak zwaną roratką. Nie do końca jest nam jasna symbolika tych świec. Jedni dopatrywali się w stawianym na ołtarzu świeczniku z tymi świecami symbolu siedmioramiennego świecznika ze świątyni w Jerozolimie, inni łączyli je z symbolem siedmiu stanów w dawnej Polsce. Jeszcze inni próbowali wejść znacznie głębiej i dopatrywać się w siedmiu świecach symboliki siedmiu boleści Matki Najświętszej, siedmiu sakramentów czy siedmiu darów Ducha Świętego. Po Soborze Watykańskim II ustalił się zwyczaj dodawania do stojących świec ołtarzowych ( pamiętajmy, że zawsze jest ich ilość parzysta ) dodatkowej świecy, nieco wyższej, ozdobniejszej, przewiązanej białą lub niebieską wstążką - świecy roratniej. To wyeksponowanie jednej świecy pomogło w wykrystalizowaniu się jej bardziej jednoznaczego symbolicznego wyrazu: świeca roratnia jako symbol Maryi - Jutrzenki zwiastującej Wschodzące Słońce - Chrystusa, Zbawiciela Świata. Co pozostało z dawnych czasów? Wielu mówi, że roraty się przeżyły, że jest
coraz mniej uczestników, że wieczorem roraty nie mają już swego uroku, tej jedynej
w swym rodzaju atmosfery... A może nie jest tak tragicznie? A może wręcz przeciwnie!
Może roraty zaczynają przeżywać swój kolejny renesans? Msza Święta Miłosierna Matko Kochającego BogaWedług anonimowej modlitwy z X wieku Któraś zrodziła Źródło Nieśmiertelności, Najświętsza Pani,
Któraś zrodziła prawdziwą Światłość świata, Uczyń mnie godnym, bym do ostatniego tchnienia Daj mi łzy skruchy i uznania swoich grzechów, Amen. Wigilia w naszym domuAntoni Adamus U nas w domu wieczorowi wigilijnemu dodawał podniosłości nasz śp. Ojciec. Właściwie ojciec w naszej rodzinie niewiele znaczył; pozornie tak, jakby go nie było. Matka wszystkim rządziła, zawojowała też ojca. Była energiczna, żywiołowa i bardzo zaradna. Lubiła trzymać nas siłą w garści. A było nas ośmioro: pięciu chłopaków i trzy dziewczyny; większość była żywego usposobienia, skorzy do ostrego słowa, chłopcy zaś - do bitki. Matka umiała nas wziąć krótko, trzeba jej było słuchać, nikomu do głowy nie przyszło, żeby się jej sprzeciwiać. Z ojca nieraz dworowała, ale niech Bóg broni, żeby się ktoś z nas odważył w jej obecności powiedzieć przykre słowo ojcu. Doskoczyła, zwymyślała: "Ojciec, to świętość!" - wbijała w głowę. I rzeczywiście, był to szlachetny człowiek. Cichy w domu, wstawał zawsze o czwartej rano, jak sięgnę pamięcią. Lubił się zaraz umyć do pasa, latem czy zimą, ale zawsze w zimnej wodzie; gdy tylko się ubrał, klękał do pacierza, potem brał zawiniątko z drugim śniadaniem, a wszystko robił tak cicho, żeby mamy i nas nie pobudzić - i wymykał się do pracy. Było na kogo pracować! Gdy wrócił z pracy, znów się mył, przebierał i zajmował się nami. Bawił nas maleńkich na kolanach, kołysał w łóżeczku, gdy które niemowlęciem było i kwiliło osamotnione, bo matka miała roboty huk koło gospodarstwa domowego: tyle dzieci odchować, nakarmić, oprać, oszyć, ogarnąć. Zajrzał każdemu do zeszytów, książek, do dzienniczka; zapytał o nauczycieli, szkołę. Pracujących zarobkowo przepytał jak w warsztacie, w fabryce, jak między ludźmi. Mówił półgłosem; tak jakby nie chciał przeszkadzać głosowi matki, panującemu w obu izbach. Miał taki sposób rozmawiania, który tylko zachęcał. I gdy tylko mógł, to pochwalił . Ja strasznie lubiłem książki, naukę i czułem z latami, że może dlatego staję się ulubieńcem ojca. Wytężona nauka i ciężkie warunki - bo pomagałem materialne ojcu, prowadząc po lekcjach buchalterię w sklepach - sprawiały, że za mało zajmowałem się sportem. Ojciec ubolewał nad tym, zachęcał mnie do rozrywek, do ruchu, przynajmniej w niedzielę. Pamiętam, ilekroć kupił mi nowe buty, zawsze podając mi je, mawiał z uśmiechem, gdy go całowałem w rękę dziękując: - Żebyś tylko, moje dziecko, je podarł, bo za mało biegasz! Wracam do wigilii. Jak powiedziałem ton naszej wigilii nadawał ojciec. Gdy już mama z siostrami wszystko przygotowały do wieczerzy, a starsi z rodzeństwa wrócili z pracy, umyli się i ubrali odświętnie, ojciec siadał z nami do stołu. Bielutki obrus, na środku talerz z opłatkiem w czerwonej opasce, z uśmiechniętą buzią aniołka; na przeciwko za stołem zieleniła się choinka, mieniąca się sztucznym śniegiem, jabłkami, pozłociem, kolorowymi pająkami, łańcuchami i innymi ozdobami. Pod choinką, przy stojaku, leżały tajemnicze prezenty. Spod stołu pachniała wiązka siana. - No, tata, zaczynaj! - odzywała się żywo matka, gdy już w kuchni wszelkie
potrawy były gotowe, a ona, rozpromieniona, że swą matczyną powinność spełniła,
stawała wraz z nami przy stole, z rozpaloną jeszcze od ognia twarzą, roześmiana
i pełna życia. Brał talerz z opłatkami, podawał każdemu, aby sobie wziął. Odbywało sią to
poważnie jak w kościele. Potem wśród głębokiej ciszy mówił do nas parę ciepłych
słów. Że cieszy się, że wszyscy w domu, że zdrowi, że się ładnie każde uczy,
że wszyscy mamę kochają, że każde z nas jest dobrym dzieckiem. Że jest wdzięczny
Bogu za nas. Następnie dzielił się opłatkiem. Najpierw z mamą: ileż tak szacunku
wzajemnego, ile czci i oddania wyrażało się w tych życzeniach, ojca, matki!
Wreszcie z nami: każdemu coś powiedział miłego, a czasem tak, że aż szarpało
za serce. Mama bardziej zwracała uwagę, czego my jej życzyliśmy; ojciec przejęty
był swoimi dla każdego życzeniami. O sobie ten człowiek jakby nigda nie myślał. Część bracii sióstr pozakładała rodziny i z dziećmi - z wnuczętami naszego
ojca i matki - przyjeżdżali na wigilię do nas; "do domu" jak mawiali,
na mieszkanie naszych rodziców. Grono wokół stołu wigilijnego się pomnożyło:
ojciec i wtedy każdemu z dorosłych dzieci umiał coś takiego jako życzenia przy
opłatku powiedzieć, jakby czytał w sumieniu, jakby był janowidzem, że się nadziwić
nieraz nie mogliśmy, gdyż nie każde z dzieci, niestety, zawsze trzymało sią
dziesięciu przykazań Boskich. A zapadały te słowa nam w duszę tym mocniej, im
bardziej ojciec się starzał. Po życzeniach wnoszono na stół potrawy, a było ich obowiązkowo kilkanaście,
tych samych rok w rok. Dzieci wiedziały z góry co po czym nastąpi. Rozmowa się
wtedy rozkręcała, jak to zazwyczaj w domu. Gwar stawał się nie do opisania:
wiadomo, ośmioro nas było samego rodzeństwa, a z latami przybywało małżonków
i wnuków. Za stołem jarzyła się migotem świateł choinka. Młodsze rodzeństwo,
a potem wnuczęta czasem biły się, kto ma zapalić świeczki, albo które ma zgasłą
przedwcześnie świeczkę naprawić i na nowo zaświecić. Czasem taki mały berbeć
o mało nie wywołał pożaru. A ileż było radości przy rozdawaniu prezentów! Ile
radosnego mozołu w tłuczeniu orzechów! W naszych stronach nie było Mikołaja, dlatego nie od Mikołaja, ale od rodziców dostawało się pryzenty gwiazdkowe. Skromne były u nas te prezenty, bo dom ubogi. Pamiątam raz dostałem nowe sznurowadła, to znów grzebyk, a raz nawet scyzoryk. Każde dziecko coś dostało. Z czasem, gdy zaczęliśmy zarabiać, a zarobki oddawaliśmy, kto nie żonaty, mamie do wspólnej kasy i zamożność rosła, prezenty stawały się okazalsze. Obdarzaliśmy nimi już rodziców uzupełniając prezentami gwiazdkowymi ich odzeiż, bieliznę, obuwie. Pierwszy znaczniejszy dla mnie prezent od ojca to była książka Amicisa "Serce" w tłumaczeniu Marii Konopnickiej. Trzymam ją dotąd jak relikwię, choć liczę sobie już kilkadziesiąt lat, widnieje na nich spracowaną ręką wypisana dedykacja: "Mojemu Antosiowi - ojciec, Wigilia Bożego Narodzenia 1927" Ilekroć biorę ją do ręki, myślę sobie: Po wieczerzy wigilijnej cały nasz dom śpiewał, aż wrzało. Jesteśmy muzykalni
- to po matce, która całymi dniami lubiła śpiewać przy pracy, znała niezliczoną
ilość piosenek, pieśni religijnych i kolęd. Cóż za wspaniały chór domowy stanowiliśmy!
Na dwa głosy zaśpiewać to była dla nas fraszka. Sąsiedzi nie wytrzymywali i
gdyśmy tylko zaczynali kolędy, schodzili się do nas, aby posłuchać. Wspomnienia ukazały się Boże Narodzenie każdego dniaAndre Philippe Boże Narodzenie jest codziennie na ziemi, Boże narodzenie jest wtedy, Boże narodzenie jest wtedy, Boże Narodzenie jest wtedy, Budzenie sumieńStanisław Rejman "Betlejem a uchodźcy na całym świecie" to motto siódmego z
kolei żłóbka z Zakopanego. Od 2. grudnia 2002 mogli go podziwiać podróżni na
dworcu głównym i na lotnisku w Stuttgarcie. Przepiękne rzeźby młodych twórców
z zakopiańskiego Liceum Plastycznego im. Kenara mogli dotychczas oglądać mieszkańcy
i podróżni w Mannheim i Münster. W tym roku dotrą również do Freiburga. I obdarz Panie Boże wszelkimi łaskami tych wszystkich, którzy swym uporem i
ofiarnością kreują w Europie polską kulturę i sztukę.. bądźmy dumni, że żyją
wśród nas ludzie, którzy przez kulturę dotarli do ludzkich sumień. Znajduję
w ich działaniu potwierdzenie tezy: "Sztuka jest widzialną formą filozofii". Fotografowanie i dokumentowanie "zakopiańskich żłóbków" jest dla
mnie nie tylko realizacją życiowej pasji. Daje również możliwość obserwacji
zachowań ludzi, którzy będąc w drodze, często w pośpiechu (takie czasy?!) poświęcają
chwilę na zadumę, okazują radość i demonstrują miłość. Prawie nikt nie omija
żłóbka bez jakiegokolwiek zainteresowania. Niektórzy, widząc moje odważne starania
o stworzenie najlepszych warunków do zrobienia fotografii uważają mnie za kogoś,
kto może im powiedzieć na temat żłóbków o wiele więcej niż dowiedzieli się z
ulotek informacyjnych. Moją wiedzę na temat idei zakopiańskich żłóbków uzupełnia
stały kontakt z ludźmi, którzy ją stworzyli i realizują.pragnę zacytować tylko
jeden z listów, jakie otrzymałem od ks. Witolda Broniewskiego w sprawie żłóbków: "Wołać będą - zamiast kamieni. Żłóbek "dworcowy" stanowi miejsce
spotkań ludzi i kultur. Także wyznań. Zaprasza do dialogu interkulturalnego
i ekumenicznego. Umożliwia wymianę darów duchowych - a to dlatego, że przychodzący
tutaj, przynoszł nie talko swój ojczysty język, ale i swoją rodzimą kulturę
i tradycję rodzimą. A jedną i drugą ożywiają oczywiście swoiste ideały i swoista
miłość do wartości. Nie koniec na tym. Na przekór obłędowi siły i przemocy,
żłóbek zaprasza do modlitwy o pokój, ciągle na nowo zagrożony. Żłóbek to także
osobliwe świadectwo. Świadczy nie tylko o talencie i sprawności bardzo jeszcze
młodych twórców. Zawiera w sobie świadectwo wiary w to, że Bóg stał się człowiekiem.
Wydarzenie to nie ma sobie równego w historii ludzkości. Nie ma drugiego Betlejem
w całym wszechświecie. Nie ma go także w królestwie Aniołów - jeśli takie istnieje.
Wiara i nadzieja to bliźnięta. Jedna nie może zaistnieć bez drugiej. Oznacza
wtedy żłóbek posługę nadziei. Może niczego współczesnym w takim stopniu nie
brakuje jak nadziei właśnie. Do posługi nadziei trzeba dopisać posługę radości
i pokazywania drogi. Jest też żłóbek miejscem radości dla małych dzieci i dla
tych dużych (dzieci). Dla zagubionych i szukających jest to miejsce pokazywania
drogi. Prócz drogowskazów widocznych istnieją także nie widoczne, ale dostrzegane
duchem. Wierzący znajdują przy żłóbku m. in. przynaglenie do nowej ewangelizacji.
Chodzi o posiew Ewangelii mową sztuki i kultury. Ponieważ żłóbek co roku wykonany
jest uczniowskimi rękoma w Zakopanem, a poniekąd pierwszymi adresatami są Polacy
mieszkający w Niemczech, to siłą rzeczy jest także wkładem Polaków do kultury
niemieckiej. Również do dialogu interkulturalnego w Niemczech. Polacy dzielą
się żłóbkami z Niemcami jak opłatkiem... żłóbek czeka tam na wszystkich ludzi
dobrej woli, jak puste miejsce przy wigilijnym stole. I na pewno "obcych"
wielu będzie przy stole. W tym roku postacie: Brat Albert i Charles de Focauld przypomną o życiu w ubóstwie.
"Betlejem a ubodzy na całym świeicie" - to hasło przypomni żyjącym
w dobrobycie o ludziach opuszczonych i głodnych. Nasze Słowo 2 / 2003
Iwona Szydłowska Blisko i daleko - KrippanaW miejscowości Hergersberg-Losheim, na południe od Aachen i zachód od Koblenz,
na granicy niemiecko-belgijskiej można zwiedzić muzeum-wystawę szopek. Hans i Hubert Scheins oraz Fridrich Jansen zorganizowali w 1975 roku pierwszą
wystawę. Dla ekspozycji zaadoptowali starą, nieczynną już mleczarnię w małej
wiosce Höfen, a jej wysoki komin wykorzystali jako drogowskaz. Umieścili na
nim gwiazdę, która kierowała zwiedzających do muzeum jak Gwiazda prowadziła
do Betlejem. Zbiory ciągle się powiększały a wystawy gromadziły przez kilka
kolejnych lat coraz więcej zainteresowanych. Jednak śmierć dwóch z trzech organizatorów
oraz kłopoty finansowe spowodowały, że co roku zmienianą, tym razem 10. już,
ekspozycję trzeba było odwołać. Jednak "zarażona" entuzjazmem swoich poprzedników pani Anna Balter
zdecydowała kontynuować gromadzenie eksponatów i wystawy szopek, tyle że w innym,
korzystniejszym miejscu. Specjalnie na potrzeby Krippany wybudowano w Losheim
wielką halę. Dziś na powierzchni 2500m2 można zobaczyć ok. 500 szopek i różnych eksponatów
z nimi związanych z całego chrześcijańskiego świata. Są krajobrazowe szopki
hiszpańskie i włoskie, ruchome szopki mechaniczne, bardzo ciekawe szopki pochodzące
z różnych egzotycznych miejsc jak Afryka, czy Daleki Wschód. Wielkim zainteresowaniem
zwiedzających cieszą się żywe szopki. Do działalności muzeum należy również organizowanie konkursów i różnego rodzaju
szkoleń i kursów związanych z budową szopek. Muzeum czynne jest przez cały rok w godz. 10.00 - 18.00. Iwona Szydłowska Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki - 1. styczniaJózef Stępień OSPPE Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gyd nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki (Łk.2, 16-21). Nikt inny, tylko pasterze opowiadali o Dziecięciu, o Synu Bożym i Maryi. Ewangelista
na pierwszym miejscu stawia Maryję, którą dostrzegli pasterze. Warunki, w których
znajdowała się Święta Rodzina nie były godne człowieka, tym bardziej Syna Bożego.
Józef i Maryja nie mając jednak lepszego miejsca zdecydowali się na takie, by
Maryja mogła urodzić Dzieciątko. Może w takich okolicznościach łatwiej jest
człowiekowi dostrzec coś niesamowitego. W zwyczajnej codzienności pasterze odkryli
coś czego im nigdy nie opowiadano ( Iz 52,15 ). Sami doświadczyli niesłychanych
rzeczy, dlatego byli w stanie opowiadać wszystkim to, co zobaczyli - To wam
oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy
własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce - bo życie objawiło
się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które
było w Ojcu, a nam zostało objawione - oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli
( 1J 1, 1-3 ). Opowiedzieli z taką fascynacją, że wszyscy, którzy tego słuchali,
wpadali w podziw. Potrafili też wrócić, czyli oderwać się od uszczęśliwiającej
kontemplacji Boga i zejść w szarość codziennych obowiązków, aby innym opowiedzieć
to, czego byli świadkami, i potrafili wysławiać Boga. Maryja rodzi swojego i Bożego Syna w największym upokorzeniu. To uniżenie sprawia,
że każdy ma tam możliwość dotarcia i zobaczenia Maryi z Dzieciątkiem. Grzech
tak zdewastował człowieka, że stajnia, w której Maryja rodzi Jezusa, jakby odzwierciedlała
stan duchowy człowieka. Ta, która rodzi Boga, rodzi także Człowieka, a zatem
rodząc Syna Bożego dla nas, rodzi również nas dla Boga. W Maryi dokonuje się
jakby podwójne rodzenie: Boga dla nas i nas dla Boga. W Maryi spotkał się Bóg
z człowiekeim, ponieważ Boża Rodzicielka była wolna od grzechu, a zatem odzwierciedlała
w sobie Obraz Boga, dlatego Bóg w Niej przyjął obraz człowieka, aby odnowić
zepsutą naturę ludzką. Bóg nie waha się stanąć w takich warunkach, bo ważniejszy
jest dla Niego człowiek. Bóg z nieba przyszedł przez Maryję i z Maryją człowiek idzie do nieba. Matka
Boga jest narzędziem w rękach Boga dla spełnienia Jego odwiecznego planu zbawienia.
Przez swoją pokorę Boża Rodzicielka była w stanie podjąć każde wezwanie Boga;
Bóg pokrzyżował Jej życiowe plany gdyż Niepokalana pragnęła być dziewicą, a
zatem i nie być matką; Bóg w swej mądrości zachował Jej dziewictwo i uczynił
Ją Matką. Będąc naszą Matką, mamy w niej śmiały przystęp do Boga. W świetle
Maryi człowiek staje się bardziej ludzki, gdyż Boża Matka prowokuje ludzi do
nieustannego wzrastania duchowego. Poród duchowy Maryi wobec każdego z nas to wydobywanie tego co dobre, mądre,
święte, czyste, to po prostu rodzenie nas dla Chrystusa. Każdy nasz krok ku
nawróceniu to troska wyrażona ze strony Matki wobec swoich dzieci. Maryja staje się naszą Matką także przez to, że my ze swej strony naśladujemy Jej cnoty; przede wszystkim pełne posłuszeństwo wobec Boga. Taka jest dopiero właściwa postawa stworzenia wobec Stwórcy, kiedy jest pełne wolności oddanie siebie dla Boga. Naśladować Maryję, to także odnajdywać Jezusa w najbardziej haniebnych warunkach swojego życia, skoro Zbawiciel nie pogardził stajnią, ale tam zszedł z nieba, to nie gardzi także naszym ludzkim sercem. Bogurodzica z Jezusem i Józefem pozostaje w odosobnieniu, a więc i Jej dzieci, czyli cały Kościół to takie życie: ubóstwo, skromność, stawianie Jezusa w centrum uwagi, koncentrowanie się na sprawach Bożych - to jest najważniejsze, co odnosi się do Boga. Stając nad dzieckiem Maryi, stajemy się braćmi Jezusa. Bez Jej pomocy trudno dostać się do nieba gdyż Ona jest Bramą Niebieską. Maryjo, wspomagaj nas w codziennym odnajdywaniu Jasna Góra nr 1-2/2002 Kolęda dla nieobecnychKolęda z repertuaru Beaty Rybotyckiej Ta nadzieja znów wstąpi w nas, Daj nam wiarę, że to ma sens, Przyjdź na świat, |
||||||
. |
|